
5 rumuńskich tytułów na kwarantanne
21 kwietnia, 2020
„Damę z młodzieńcem” Nory Iugi przeczytałam jednym tchem, tak jak bohaterka próbuje opowiedzieć historię swojego życia. Słowa dosłownie wylewają się z jej ust i nie wiemy do końca, czy mówi do siebie, do milczącego młodzieńca siedzącego naprzeciwko czy do nas. Monolog odbywa się w oparach papierosowego dymu, seksualnego napięcia i bynajmniej nie jest historią kobiety niespełnionej. Rozkoszowałam się każdym zdaniem napisanym przez Iugę. Tak sensualnej powieści nie czytałam od bardzo, bardzo dawna.
Zdecydowanie bardziej klimat i ton książki oddaje rumuński tytuł „Sexagenara si tânărul”. Nawet jeśli nie zna się rumuńskiego, jest on dosyć wymowny, prawda? 🙂
W „Żołnierzach z Ferentari” Adriana Schiopa mamy do czynienia z bardzo osobistą narracją człowieka, który ma sposobność przemówić także w imieniu zepchniętych na margines społeczny cwaniaków z okrytej złą sławą bukaresztańskiej dzielnicy Ferentari. Narracja ta przybiera ciekawy obrót, gdyż sam narrator również jest wykluczony tyle, że nie przez tych za znakiem oznajmującym granicę dzielnicy, a za nim. Przyczyną tego zepchnięcia jest homoseksualizm Adiego (alter ego autora). Narrator wdaje się w romans z Alberto, Cyganem, który dopiero wyszedł z więzienia. Między monologi Adiego i Alberto, męczące nieco zwłaszcza w drugiej połowie książki, wciśnięte są historie ludzi, na których Ferentari odcisnęło swoje piętno. To historia Vasila umierającego ze strachu przed lokalanymi cwaniakami, historia Malika, barowego chlejusa wołającego o odrobinę szacunku, historia właściciela baru, Floriki, stale użerającego się z klientami „na kreskę”. Wielkie brawa należą się tłumaczce, która świetnie oddała barwny, choć niepozbawiony agresji język Ferentari i oddała klimat dzielnicy, którą Bukaresztańczycy omijają szerokim łukiem.
Wiele się mówi i wiele się wie o faszyzmie w III Rzeszy i we Włoszech. A co możecie powiedzieć o powstaniu i rozwoju tej doktryny w Rumunii? Tatiana Niculescu w „Mistyk z rewolwerem. Corneliu Zelea Codreanu”, odkryje przed Wami tajemnice życia „Kapitana” (przydomek Codreanu), twórcy mistycznego, antysemickiego ugrupowania Żelaznej Gwardii, która uwiodła w międzywojniu wielu rumuńskich intelektualistów. Żelazna Gwardia kusiła ideami odrodzenia, zwłaszcza duchowego – obiecywała i odwoływała się do tego, o czym zapomniały partie polityczne, a co dla Rumunów i ówcześnie, i obecnie ma ogromne znaczenie. Codrenu wędrował po Rumunii w stroju ludowym, głosił etniczne odrodzenie Rumunii dzięki prawosławiu. Przepowiadał także rychły kres narodu żydowskiego. Jego bojówki dokonywały masowych i okrutnych pogromów w całym kraju. Niculescu nie tylko ciekawie przedstawia historię Codreanu, próbuje także znaleźć przyczynę jego ogromnej popularności. Fascynująca, choć momentami przerażająca lektura.
Lucian Boia w „Jak zrumunizowała się Rumuni?” podjął się opisu i oceny relacji łączących Rumunów z innymi narodami. Relacji bardzo trudnych, ponieważ większość obecnych sąsiadów Rumunii przez wiele stuleci władała poszczególnymi obszarami, które dziś w większości należą do niej. Dla tych, którzy po raz pierwszy zetkną się z historią Rumunii książka Luciana Boi spełni rolę kompendium nie tylko w temacie mniejszości narodowych tego kraju, ale także w historii i sytuacji politycznej od XVIII do początków XXI wieku do wyboru Klausa Iohannisa na prezydenta. Polecam jednak wcześniej zajrzeć do wydanej w 2010 roku pozycji „Dlaczego Rumunia jest inna?” tego samego autora. Dzięki niej będziecie mieli pełen obraz rumuńskiej historii i zrozumiecie lekko wyczuwalną nostalgię Boi za Rumunią początku XX wieku – mozaiką wielokulturowości i różnorodności narodowych.
Gabriel Liiceanu, uczeń największego rumuńskiego filozofa Constantina Noiki, porusza w traktacie „O granicy” kwestie granic w życiu człowieka i udowadnia, że nie muszą one naruszać wolności człowieka. Znajdziecie tu wiele interesujących koncepcji, które mogą wydawać się trudne do zrozumienia, a które Liiceanu wyjaśnia w prosty i przejrzysty sposób, bez uciekania się do długich, fantazyjnych wywodów.
Cześć! Ciekawy blog! Też lubię Rumunię, ale dopiero ją poznaję tak naprawdę. Cioran, Eliade już trochę „liźnięci” i jest to dla mnie coś „nie z tej Ziemii”. „Żołnierzy” próbowałem czytać i ma to swoje plusy, ale jednak zmęczyło i się poddałem. Rumuński micro-house też niczego sobie. Chętnie przejrzę całego bloga. Pozdrawiam serdecznie!
Cześć, dziękuję za komentarz. 🙂
Większość rumuńskich debiutantów lat 30. XX wieku można zaliczyć do udanych. Jeśli Eliade i Cioran już „liźnięci”, to polecam Maxa Blechera i Mihaila Sebastiana. Bardziej powieściowo-dziennikowi pisarze, ale również dający ogromną satysfakcję z lektury.
Po „Żołnierzach…” spodziewałam się trochę więcej o Ferentarii, a autor skupił się bardziej na opisaniu, co życie w tej dzielnicy wyprawiło z ludźmi. Największym plusem książki jest język – tu brawa należą się oczywiście tłumaczce. 🙂