CZYTAJ ARTYKUŁ
Grecja przed sądem

Grecja przed sądem

Podziel się, szerz miłość i piękno :*

Zadziwiające, jak wiele wiem o Grecji antycznej, a jak niewiele o współcznesnej. Doznałam potężnego szoku czytając książkę Emiliosa Solomou. Uświadomiłam sobie, że moja wiedza o tym kraju ogranicza się do starożytności, potem długo, długo nic aż do roku 1830, kiedy to następuje wyzwolenie się Grecji spod władzy tureckiej i zjednoczenie kraju. Wstyd mi za siebie (tym bardziej, że byłam stałą bywalczynią olimpiad historycznych). Dzięki książce cypryjskiego pisarza poszerzyłam kalendarium w swojej głowie o dwie daty: 21 kwietnia 1870 i 21 kwietnia 2013. Dwie odległe daty świadczące o tym, że mimo upływu czasu, nic się w Grecji nie zmieniło.

Salomou nie cacka się z czytelnikiem. Już na pierwszej stronie raczy nas opisem zmasakrowanych zwłok, których morderca pozbawił głów. Przyznam, że i moja głowa nieco opadła, gdyż nie spodziewałam się tak szybkiego i przede wszystkim brutalnego wprowadzenia w akcję. Ciała należą do członków europejskiej trójki, grupy odpowiadającej za nadzorowanie procesu reformowania zadłużonych krajów strefy euro. Przedstawiciele najważniejszych instytucji finansowych UE przybyli do Aten w związku z kryzysem gospodarczym Grecji, o którym zapewne niejedno słyszeliście. Morderca zostawia na miejscu zbrodni wiadomość wiążąco go z wydarzeniem, które do historii przeszło jako masakra w Dilesi – w 1870 roku zbójcy zamieszkujący lasy i góry zamordowali porwanych wcześniej czterech wysoko urodzonych Europejczyków: Klefci zrobili swoje w górach i zeszli do miast. Komu zależy na ponownym oczernieniu Grecji w oczach Europy?

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że mamy do czynienia z kryminałem i to dosyć specyficznym, ponieważ wydarzenia śledzimy z czterech perspektyw. Solomou chciał w ten sposób udowodnić, że z jakiejkolwiek strony nie spojrzymy na to, co się dzieje, wniosek będzie ten sam: krew zamordowanych Europejczyków i trójki spoczywa nie na tych, którzy chwycili za broń, ale na tych, którzy ich do tego zmusili. To politycy, bankierzy, maklerzy, zarządcy instytucji finansowych nacisnęli na spust, podcięli gardła. Decyzje przez nich podejmowane wpływają na standard życia obywateli, a ten ani w XIX wieku, ani tym bardziej teraz nie jest na wysokim poziomie. Solomou portretuje obraz społeczeństwa zrujnowanego i zmęczonego zarówno kryzysami gospodarczymi, jak i przepychankami i awanturami politycznymi. Oskarża polityków o zachłanność i dbanie tylko o własne interesy. Siedząc na wygodnym politycznym stołku bardzo szybko i łatwo zapomnieli kto i po co ich na nim posadził. Elektorat jednak nie zapomina złożonych mu obietnic i żąda wywiązania się z nich. Gdy to się nie dzieje, a różnice w zerach na koncie między nim a rządzącymi są coraz większe, zaufanie i wiarę w zmiany zastępuje frustracja i wściekłość:

To chciwość i bezduszność polityków od dwustu lat niszczy państwo greckie i jej życie jego mieszkańców. Kiedyś politycy kryli się za zbójcami, dziś ukrywają się za eleganckimi teczkami i garniturami. Maklerzy, bankierzy, finansiści, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Unia Europejska, to oni nękają kraj, doprowadzając na skraj upadku, a ludzie pozbawi nadziei, zirytowani obecną sytuacją, bezrobociem, ogromnymi podatkami, poziomem przestępczości, buntują się i nienawidzą.

A nienawiść to połowa zemsty, co powtarza jak mantrę morderca trójki, Aleksi. Solomou nie ukrywa jego tożsamości, od początku wiemy kim jest, a w miarę rozwoju fabuły dowiadujemy się także w jaki sposób zaplanował zabójstwo. W chwilach zwątpienia w powodzenie swojej akcji, wychodzi na ulice i przygląda się ludziom włóczącym się po ulicy. Bezrobotni, narkomani, mordercy, złodzieje, ofiary bezdusznego systemu. Esencja greckiego społeczeństwa. Jego widok podjudza nienawiść Aleksijego (czy ja dobrze odmieniłam to imię?), utwierdza w przekonaniu, że podjął słuszną decyzję: armia tysięcy bezdomnych. Wykluczonych. Nawet za okupacji niemieckiej w Atenach nie było tylu ludzi bez dachu nad głową (…). Przerażają mnie mętne białka ich oczu. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie rozdziały oznaczone literą „E”, krótkie acz dosadne historie z „życia wzięte”, a raczej z „życia odebrane”. To kolekcja wycinków z  gazet z doniesieniami o samobójstwach Greków, które zbierał Aleksi. Solomou posłużył się w nich behawiorylną techniką narracji, doskonale wiedząc, że nie przemyślenia i uczucia najlepiej zobrazują rzeczywistość, w której żyli bohaterowie, ale ich decyzje, a te w tym przypadku były takie same – samobójstwo wyzwalające z cierpienia, poniżenia i beznadziei.  Rozdziały te spełniają jeszcze jedno zadanie – są dowodami niewinności Aleksijego, mającymi zrehabilitować go w oczach czytelnika.

Solomou tłumaczy teraźniejszość odwołując się do przeszłości, którą poznajemy oczami charyzmatycznego profesora historii.  Na swoich zajęciach niejednokrotnie opowiadał o wyzyskiwaniu Greków zarówno przez rządzących, jak i państwa zewnętrzne. W XIX wieku Anglia przypięła Grecji łatkę kozła ofiarnego, obecnie robi to UE. Sergidis formułuje tezę, iż zbójcy, którzy dopuścili się masakry w Dilesi działali na zlecenie imperialnej potęgi tamtych czasów:

Zbójcy potrzebni są, i to bardzo, obcym interesom politycznym i ekonomicznym, wszystkim tym, którzy nas nieustannie straszą i w zasadzie sprawują kontrolę nad naszym krajem (…). Pewna część łupu, może nawet większa część dóbr pochodzących z grabieży, trafia do nich. Niech to do was dotrze. Dzisiejsza polityka to machina zakamuflowanego zbójectwa.

On jako pierwszy dostrzeże podobieństwa pomiędzy tamtym mordem a zabójstwem trójki. Opisze je w artykule i tym samym zostanie przez władze wciągniety do śledztwa. Prowadzący je policjant, Apostolu, z uwagą i skupieniem wysłucha wykładu Sergidisa. Obaj będą krok po kroku dochodzić do prawdy, jak się później okaże, bardzo niewygodnej dla rządzących. Sami padną także ofiarą zakamuflowanej machiny.

Za postępujący kryzys w Grecji odpowiadają jednak nie tylko politycy, ale także… sami Grecy. Solomou nie oszczędza nikogo. Zarzuca Grekom lekkomyślność, oskarża o brak perspektywicznego myślenia. Głosując od lat na te same partie stają się współwinnymi obecnej sytuacji: Gdzie ten naród miał rozum przez tyle lat? Dlaczego ludzie na nich głosowali, dlaczego dopuścili ich do władzy (…)? Kolesiostwo, koperty, samowolki, kombinacje, lewe dochody, miganie się od podatów, pożyczki (…). Ten kraj, bracie to jeden wielki syf. 

Powieść Solomou można czytać i interpretować na wielu poziomach. To przestroga dla ludzi trzymających w rękach pióra, którymi podpisują ustawy decydując o życiu milionów. O rękach, które często wyciągają po łapówki zamiast oferując pomoc. To wezwanie to społeczeństwa, by otrząsnęło się z letargu i zaczęło brać odpowiedzialność za swoje decyzje przy urnach. Konsekwencje nieprzemyślanego działania już zna, ale czy wyciągnie ze swojego postępowania wnioski?

 

Za możliwość recenzji dziękuję Książkowym Klimatom <3

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz również